[Search] Szukaj   [Recent Topics] Najnowsze Tematy   [Hottest Topics] Hottest Topics   [Members]  Użytkownicy   [Groups] Strona główna 
Qumälisch Lubartów przeżycia wojenne proszę o możliwą pomoc merytoryczną  XML
Spis Forum » Hydepark
Autor Wiadomości
Emilian Szwaja


Joined: 19/05/2012 23:23:03
Wiadomości: 11
Location: od czego przepraszam
Offline

Prezentowana tutaj ściana tekstu, to nagranie anonimowej dla mnie kobiety, (mógłbym zdobyć jej nazwisko, lecz nie teraz) które ja wykonałem jawnie we wrześniu 2012, w Wuppertalu, podczas jednego ze spotkań wypędzonych po 1945 Niemców. Nie mam już z nią kontaktu. Nawet nie wiem czy jeszcze żyje. Jeśli komuś bardzo zależy, proszę o kontakt prywatnie.

Odczytane wszystko ze słuchu, opatrzone uwagami, publikuję pomimo wielu niejasności , także językowych.
Mogę udostępnić komuś nagrania, w celach ustalenia brakujących faktów. Proszę o konstruktywną krytykę i pomoc- wstawiłem gdzieniegdzie słowa brzmiące podobnie (hoizi mi ofo, rze jpfewne reszy da mwicego w Tm jyku dodsc dlugo som jasne)


Dla biegu wydarzeń, z/w na niejasności, dobrze byłoby ustalić jak i gdzie kiedy front zaszedł.
Nie jest to dosłowny zapis rozmowy, poprzestawiałem treść, aby była czytelna. Relacja ma kilka ciekawych informacji dla zainteresowanych Żaganiem i okolicami. Publikuję tylko na forum z/w na luki.

- Proszę mi coś opowiedzieć o swoim dzieciństwie- pytam.
Urodziłam i wychowałam się w Qumälisch - Lubartowie w 1934 r. Był to, ówcześnie, powiat żagański [albo szprotawski- twierdzi innym razem]. Wokół był las i wrzosowiska [pamięta dość dobrze]. Sześć kilometrów do rzeki Nysy. Moi rodzice byli samodzielnymi gospodarzami. Miałam dwóch braci. Jeden zmarł w dzieciństwie, drugi zaś był o osiem lat starszy. Powołano go w 1943 roku, gdy skończył 18 lat. Zginął w 1944. Kształcił się na cieślę. Aby można było go powołać, zrobiono mu, tzw. egzamin warunkowy- Not-Prüfung [por. Eine Universität für Juristen und von Juristen: die Heidelberger Juristische, Klaus-Peter Schroeder ESZ]. Dostał wezwanie do RAD, po czym wysłano go na front wschodni. Wysłał nam jeszcze zdjęcie z bagien znad Prypeci.
Niewiele doświadczyliśmy wojny. Było co jeść. Bawiłam się ze swoją, własną grupą dzieci, połową wsi, mieliśmy własne zabawy. Przypominam sobie stare dęby. Niekiedy trzeba było pomóc w polu. Świadomość wojny wzrastała stopniowo, wraz z powołaniem ojca i brata i powrotami ojca podczas przepustek.
Pod koniec wojny, w 1944, pojawiły się też grupy uchodźców, których staraliśmy się podejmować.
Do szkoły poszłam w 1940, wtedy też powołano ojca. Sama szkoła była we wsi, od czwartej klasy chodziło się do szkoły w Wiesau- Wymiarkach.

Wiem, że ojciec zginął pomiędzy 6 a 8.05.1945 w Berlinie. Próbował przedostać się do Amerykanów- mówił. Informację o jego śmierci otrzymaliśmy od Czerwonego Krzyża w 1947, będąc już na Zachodzie. Pomagał w ustaleniu tych informacji ksiądz, który zabierał dokumenty i nieśmiertelniki poległym, dowiadując się gdzie i kiedy odnaleziono zwłoki. Miał sporo tych informacji. Działo się to w rosyjskiej strefie okupacyjnej, z tego co wiadomo, za swoją działalność zapłacił życiem- dowiedziała się moja ciocia, jego siostra, która mieszkała we wschodnich Niemczech. Rosjanom nie było to na rękę. Samego nieśmiertelnika, co podkreśliła w rozmowie, nie dostałam. Pochowano go w masowym grobie, odwiedzaliśmy ten grób. Tylko tyle można było się dowiedzieć.

Po odejściu mężczyzn, zostałyśmy z mamą same, wraz z babcią. Dziadek, co podkreśla wyraźnie rozmówczyni, nie żył już. Mama, nieco niesprawna, próbowała znaleźć pracownika zza granicy. Przewracała się bowiem przy każdym worku.
Przydzielono nam Ukraińca w wieku mojego brata. Nie jestem dziś pewna czy na imię miał Władimir czy Waldemar. [Nazywa go jednak tym drugim imieniem- ESZ]. Jego ojciec był zegarmistrzem. Pochodzili z Kijowa. Miał własny zakład. Waldemar zmarł później z wycieńczenia z osłabienia w obozach. Opowiadająca nie precyzuje jednak skąd ma takie informacje.
Spędzałam z nim dużo czasu. Wzajemnie uczyliśmy się swoich języków. On mnie rosyjskiego- to nie był ukraiński, podkreśla rozmówczyni. Był dla mnie jak starszy brat. Spędzałam połowę czasu w jego pokoju wieczorami.
Zapadł u nas na zapalenie płuc. Miał omamy. Mama poszła po lekarza do sąsiedniej wioski. Temu jednak nie wolno było przyjść [nie wiem dlaczego- czy jakiś oficjalny zakaz poruszania się, czy chodziło o zakaz pomocy obcemu- ESZ]. Lekarz jednak przychodził nocami. Omijał patrole, gdy posłano po niego, szli przez pola i skrajem lasu.
Lekarz powiedział co należy zrobić i jego stan się poprawił. Gorączka spadła. Zawsze mawiał do mnie, że jestem dla niego dobra… [niezrozumiane zawsze mawiał: ich bin gut zu ihm und dann bieten russiche mutter gut zu meinem Junger sein; następna minuta również niezrozumiane, coś o wydarzeniu w sąsiedniej wiosce, ktoś przyszedł, nie miał on ciepło jak u nas, ja znałam rosyjski].

Ojciec był u nas na przepustkach trzy albo cztery razy. Za każdym razem wyglądał gorzej i trwało to krócej.
Szczególne natężenie ludzi nadeszło, nie pamiętam, 24 albo 25.02.1945 [tuż przed frontem ESZ]. Mój ojciec był na krótko, tuż przedtem, w domu, na kilka godzin, dostał przepustkę. Przyjechał rowerem. Byli w odwrocie. Niemal pokłócił się z mamą, polecając nam natychmiast uciekać.
Matka przygotowała wózek wraz z najpotrzebniejszymi rzeczami i dokumentami- opowiadająca okrasza to takimi konkretami. Zaprzęgliśmy woły, bowiem konie nam zarekwirowano- w służbie zwycięstwu- kończy głośniej. Hitler chciał wygrać wojnę dziećmi, staruszkami i zarekwirowanym szkapami- dodaje w towarzystwie swych rówieśników. Zacinała je, by szły po lodzie. [niezrozumiane- coś o zamieszaniu przed stajnią]. Nie zdążyliśmy wyruszyć. Front przyszedł bardzo szybko. Zeszliśmy do piwnicy. Słyszeliśmy ciężki ostrzał. Nie wiadomo było kompletnie nic.
Waldemar, nie wiem co on dokładnie robił, stanął w drzwiach piwnicy. Rozmawiał wtedy z rosyjskimi, myślę, oficerami. Zeszli oni na dół do nas, rozejrzeli się tylko i wyszli, dając nam spokój.
Następnego dnia zamieszkaliśmy w naszej pralni, nie wróciliśmy do domu, tam zakwaterowani byli [niezrozumiane jacyś] oficerowie. To był tak zwany [niezrozumiane tydzień okropieństw- Gruselwoche? ]. Oni tam świętowali przez tydzień. Z pewności, w sąsiedztwie, też był jeden [niezrozumiane gefallen?], lecz w pralni wolno było nam zostać.
Z sąsiedztwa nadeszły do nas inne rodziny. Każdy miał przy sobie coś niewielkiego do jedzenia- mówi w odpowiedzi na pytanie kogoś z grupy.
Gotowano w mieszkaniu dla oficerów. Kucharzem był Rosjanin. Opowiadał, że, prawdopodobnie SS-mani, zabili jego bliskich. Mimo wszystko dawał nam trochę jedzenia.
Mieliśmy pewnego rodzaju lepszą sytuację, ochronę ze względu na pomoc Waldemarowi, byliśmy niczym Rosjanie. On był naszym tłumaczem.
Pozostaliśmy w pralni niemal czternaście dni, po czym musieliśmy przenieść się do szopy, przubudówki, gdzie trzymaliśmy ziemniaki i buraki dla zwierząt. Był tam też piec, rozpalany niekiedy, aby warzywa nie przemarzły. Ziemniaków już niemal nie było. Rozłożyliśmy słomę na podłodze. Było zawsze pewne bezpieczeństwo tak długo, jak byliśmy w swoim domu.
Pewnego dnia przed naszą szopą jeden młody żołnierz pokazał nam znak krzyża, przeżegnał się, dając wyraźnie do zrozumienia, że jest Chrześcijaninem. To dodało nam otuchy.

- To zaskakujące, że w Górach Sowich Rosjanie byli na początku maja, a tu w lutym- pyta jedna osoba z grupy.
W Priebus- Przewozie był tzw. Młyn, który w rzeczywistości był fabryką, i Niemcy rozebrali, zabrali go na drugą stronę rzeki Nysy, do nas. Powstrzymali dlatego front na dwa tygodnie. [Być może chodziło o szybsze zaopatrzenie wojsk? ESZ]. Dwa tygodnie byliśmy znów u siebie w domu. [Później Rosjanie wrócili ESZ]

Później musieliśmy wycofać się do następnej wsi. Było źle.
Rankiem widzieliśmy młodych rosyjskich żołnierzy, opatulonych niczym mnichów, idących do ataku. Wieczorami zaś [niezrozumiane mit verbunden wieder/ gieter?...czerwoni ze złości]. Wychodziła im złość na czoło.
I chcieliśmy...no, niestety musieliśmy dalej iść. W sąsiedniej [nie precyzuje czy tej, czy następnej] byliśmy tydzień. [...niezrozumiane Wahrend so lehringe hofft- podczas tego okresu coś robili]. Następnie wycofaliśmy się do [niezrozumiana nazwa Kummersdorf/ Hubersdorf/ Hungersdorf/ Kunnersdorf]. Tam też byliśmy tydzień. I następnie wycofaliśmy się do Żagania. Tam zostaliśmy załadowani [przez Rosjan ESZ] na otwarte ciężarówki i przetransportowani przez Odrę przy Steinau [cytat dosłowny ESZ]. Nie jestem pewna nazwy tej miejscowości, Gross Panken [niewyjaśniona lokalizacja, ale w Gross Pankow w Brandenburgii był taki kołchoz ESZ]. Tam były bardzo duże…[słowo niezrozumiane- ale dalej następuje jakiegoś obozu pracy, kolektywu rolniczego pod zarządem Rosjan]. Tam było hodowane bydło. Po części było ono [niezrozumiane erschoppen?], po części [niezrozumiane durchgebracht?]. Bardzo duże stada.
Każda kobieta, która tam się zgłosiła, musiała opiekować się trzydziestoma krowami, trzymanymi w stodołach i szopach należących do majątku. [niezrozumiane am stauen die laufer immer weg die…plannen immer solche], następnie były dzielone do uboju. To mięso dostawaliśmy do jedzenia. Byliśmy głodni [niezrozumiane da magen statt wir alles]. To nie był w pełni rosyjski, lecz jednak obóz nie w znaczeniu tego w Auschwitz, rozdzieleni byliśmy w domkach. Wszyscy zdolni do pracy, musieli pracować.

Była z nami babcia, która nie mogła pracować, lecz ja obierałam w kuchni ziemniaki, a moja mama karmiła bydło, i to dla niej wystarczało.
To było już pod polskim zarządem wojskowym, lecz jeszcze w trakcie wojny- przed ósmym maja.

Ósmego lub dziewiątego, przeżyliśmy ostatnie walki powietrzne. Ostrzelał nas Stukas [mogła poznać po charakterystycznym dźwięku silnika ESZ]. Strzelały inne samoloty, nawet nie wiem jakiej narodowości. Odebrało / Dało [niezrozumiane] nam to poczucie bezpieczeństwa. Wyszliśmy na ulicę patrzeć jak się wojna się kończy. Wtedy nas ostrzelano. [niezrozumiane wurden die mit Rauch fahren].
W tym obozie skończyłam jedenaście lat. W Gross Panken [mówi to wyraźnie ESZ]. Byliśmy tam do lipca. Wszyscy zachorowaliśmy, prawdopodobnie z powodu mięsa. Wiem, że tam też były ogromne uprawy warzyw, między innymi pola cebuli. Pilnował zawsze ich żołnierz rosyjski. My dzieci, nigdy dorośli, zachodziliśmy go od tyłu [niezrozumiane dokładnie- odwracali jego uwagę]. Kradliśmy cebulę i uciekaliśmy. Mieliśmy zatem dużo mięsa z cebulą. Sądziliśmy, że jest to dobre. Mieliśmy straszną wysypkę i wrzody. Moja babcia, która miała szczególnie duże, mało nie oszalała z bólu, poszła do stawu, chciała się utopić. Moja mama chwyciła ją w ostatniej chwili.
Ja miałam całe plecy… Mama również [niezrozumiane blatter drauf getan- ogólnie to wygląda mi to na poparzenia Barszczem Sosnkowskiego- czyżby pierwsza po wojnie uprawa tego gatunku inwazyjnego?ESZ].

Na przełomie lipca i sierpnia, 1945 dostaliśmy bilet do domu. Dojechaliśmy koleją do Żagania. Stamtąd moja mama jakoś resztę zorganizowała. Nasze rzeczy rzucono [niezrozumiane się hat von gezonen, ich habe hin geschoben]a moja babcia przytrzymała się mocno. Nie znam odległości z Żagania do nas. [37 km ESZ] Zszedł nam jeden dzień. Dotarliśmy do domu. Wieś była pusta. Wszyscy zostali wypędzeni po raz drugi.
I tam zmarła babcia. Jedyne czego chciała, to dotrzeć do domu.
Ale tu nikogo nie ma.
Cisza. Szukamy kogoś. Był gdzieś znajomy ojca który miał … worek[der hatte einen Bekannte von meinen Vater, der hatte niezrozumiane Sack stehen?]. On również był stolarzem. Nie wiem. Ale w każdym razie był tam worek. I tak pochowaliśmy babcię.

Tam zostaliśmy do lipca 1946. Przydzielono nam Polkę, wdowę z czwórką dzieci, my zaś zamieszkaliśmy w pokoju Waldemara. Moja mama pracowała w lesie. Polecenie przyszło dzień wcześniej, aby być gotowym o piątej rano. Było jeszcze ciemno, oświetlaliśmy sobie wszystko resztkami świec, niewiele więcej mieliśmy [fragment do ponownego przesłuchania] Zachorowała wtedy, śmiertelnie. Poprzednio została aresztowana, ponieważ moja ciocia w sąsiedniej miejscowości miała zakrzepicę. Zapakowała jeden chleb i jeden dla mojej cioci. To była dokładnie jej ciocia. Wtedy aresztowano ją i splądrowano dom [cały fragment do ponownego przesłuchania]. Zaaresztowano ją, chleb oddano świniom. Krzyczałam, że chcę aby mama wróciła do domu. [działo się to na posterunku] Bałam się ogromnie. Wtedy przyszedł młody milicjant, Polak, który zaskakująco dobrze mówił po niemiecku. Ale ja chcę teraz, teraz! - idź do domu, obiecuję ci, że mama wróci. Uwierzyłam mu.
Wtedy wróciła w takim stanie. Niemal półmartwa. Powiedziała wówczas tej wdowie i sąsiadce, szwagierce tej wdowy, żeby, jeśli coś stanie się ze mną, aby opiekowała się mną.

Jednak przeszło jej. Aby wyjechać musieliśmy udać się do sąsiedniej miejscowości. Najpierw było jednak przetrzepywanie bagaży. Nie mieliśmy dużo [niezrozumiane… aber ich mochte keiner]. Mama położyła się w rogu i przez cały czas podróży spała. W trakcie podróżny dostaliśmy kilka ziemniaków. Rozpaliliśmy ogień [niezrozumiane gdzie?]. Później przesiedliśmy się do normalnych wagonów. Nie pamiętam już gdzie. [nn Oslitz?]. Stamtąd po rozdzieleniu wyruszyliśmy w Alpy [?]. Ludzie tam nie chcieli nas znać. Wielu nie mogło zrozumieć, że nie przyjechaliśmy dobrowolnie. Nas przydzielno do przyjaznej rodziny. Nigdy jej nie zapomnę tej kobiety. Zaczęli wkrótce jej szukać pracy. Znaleźli mamie pracę w szwalni, ale ze względów fizycznych, pracowała przy pakowaniu. . Tam poszłam do szkoły [niezrozumiane ich hab. Nach der Schule kamen nach Hause kamen]. Dostawałam każdego dnia talerz zupy od pani Franzenbacher [?]…i tu nagranie nie zawiera już żadnych szczegółów, poza tym, że wkrótce opowiadająca się rozpłakała i ja poczułem się bardzo głupio, ale nie- stety nie nagrałem już dlaczego.

Edycja 01.02.2017 12:53 Gross Panken, może być źle odczytanym słowem Ransen http://dolny-slask.org.pl/4670650,foto.html?idEntity=529866

This message was edited 5 times. Last update was at 03/02/2017 18:16:02


Can You tell me where my country lies?
 
Spis Forum » Hydepark
Przejdź do: