Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




Topola Tekla, ul. Podzamcze, Chudów
YouPiter: 24 maja 2020 to data wpisana rzekomego wykonania tej fotki, a to podaje EXIF - 2017:06:24. Tak ja to widzę.
pl. Wróblewskiego Walerego, gen., Wrocław
PP: Nie wiem co odpowiedzieć, w czym jest błąd?
ul. 11 Listopada, Katowice
Ireneusz1966: Plac Ogród Dworcowy , po prawej widać dworzec PKP Szopienice Północne
ul. Spacerowa, Kamienna Góra
chrzan233: Dzięki, przypisałem do ul. Spacerowej.
ul. Zapolskiej Gabrieli, Wrocław
PP: Słup propagandowy wymieniony w przypisaniach prawdopodobnie był rekwizytem dla potrzeb filmu. Brak mu proporcji rzeczywistych obiektów, które miał wyobrażać.
Nastawnia, Wrocław
Chudini: Na 99,99% tak

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

MacGyver_74
dariuszfaranciszek
foto-baron
Rob G.
Tony
Rob G.
Rob G.
McAron
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
prysman
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
Jan R
Danuta B.

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Milicjanci z Czarnolesia
Autor: elias°, Data dodania: 2016-07-24 10:54:18, Aktualizacja: 2016-07-24 10:59:16, Odsłon: 3010

Dolny Śląsk, podobnie jak inne przyłączone do Polski w 1945 r. kosztem Niemiec ziemie, był idealnym miejscem do ukrycia się przed komunistyczną władzą. Nieznany nikomu „dziki zachód” ściągał różnego rodzaju awanturników, szabrowników i uciekinierów, ale także zagrożonych aresztowaniem akowców, którzy w sprzyjających warunkach wnikali tam w szeregi milicji i bezpieki.

Dawid Golik

Milicjanci z Czarnolesia

 

Wojska Armii Czerwonej wkroczyły do dolnośląskiego miasteczka Landeshut 9 maja 1945 r., a więc dzień po podpisaniu przez III Rzeszę bezwarunkowej kapitulacji. Dziesięć dni później dotarła tam również grupa operacyjna komunistycznego Rządu Tymczasowego. Na jej czele stał działacz PPS z Nowego Sącza, Tadeusz Kalaman – z wykształcenia nauczyciel, z przekonań socjalista-niepodległościowiec, który miał zostać pierwszym starostą powiatowym w Landeshut. Położona około dwudziestu kilometrów od Wałbrzycha miejscowość szybko zyskała też spolszczoną nazwę Kamieniogóra, zmienioną w połowie 1946 r. na obowiązującą do dziś Kamienną Górę. Natychmiast rozpoczęła się budowa polskiej administracji oraz struktur bezpieki i milicji, chociaż realnym gospodarzem terenu był sowiecki Komendant Miasta i podległe mu oddziały wojskowe. Już w jednym z pierwszych swoich sprawozdań sytuacyjnych Kalaman odnotował: W ogóle wszystkie poczynania władz polskich paraliżuje w najwyższym stopniu władza sowiecka w osobie komendanta wojennego. Faktu tego nie zmieniło nawet pojawienie się w mieście polskiego 29. pułku piechoty (z szeregów komunistycznej 2. Armii), który niedługo po tym przejął od Sowietów obowiązki zabezpieczenia pobliskiej granicy z Czechosłowacją.

W oczach pełnomocnika rządu przyszła Kamienna Góra oraz przyległe do niej miejscowości były terenem bezprawia, pełnym wystraszonych i niepewnych jutra Niemców oraz wiecznie pijanych, rabujących i „szukających kobiet” sowieckich żołdaków. Ten sam obraz witał przyjeżdżających do powiatu osadników z centralnej Polski i Sądecczyzny oraz wysiedleńców z polskich Kresów. Obok nich zaczęli pojawiać się także szabrownicy, pospolici przestępcy oraz próbujący „wtopić się w tłum” dawni współpracownicy niemieccy. Zarówno bezpieka, jak i milicja dopiero zaczynały się organizować, ponadto ciążyły na nich przede wszystkim zlecone im przez PPR zadania polityczne. Dlatego też Kalamanowi brakowało zaufanych, sprawdzonych ludzi, którzy zajęliby się pospolitą przestępczością, a jednocześnie byliby „swoi”. Ludzi takich znalazł w lipcu 1945 r. w Nowym Sączu.

 

Akowska samoobrona

W kwietniu 1945 r. powstał na pograniczu powiatów limanowskiego i nowosądeckiego jeden z pierwszych w Małopolsce powojennych oddziałów podziemia niepodległościowego. Dowodził nim kpr. Jan Wąchała „Łazik”, a żołnierzami byli przede wszystkim dawni partyzanci 1. pułku strzelców podhalańskich AK oraz lokalnych oddziałów BCh i Ludowej Straży Bezpieczeństwa (LSB). Po wkroczeniu do Małopolski Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. rozpoczęły się masowe represje wymierzone w dawnych żołnierzy podziemia, które skłoniły wielu z nich do ponownego sięgnięcia po broń. Sam „Łazik” wspominał później: [...] byliśmy poszukiwani i tropieni, więc nie pozostało nam nic innego, jak tylko ukrywać się w lesie. Impulsem do poważniejszych działań stało się aresztowanie grupy oficerów AK, których przetrzymywano w areszcie UB w Limanowej. Zdecydowano się na odbicie więźniów i rozbicie niebezpiecznej dla podziemia placówki. W nocy z 17 na 18 kwietnia 1945 r. partyzanci wtargnęli do gmachu bezpieki i uwolnili kilkanaście osób. Miedzy nimi znajdował się m.in. por. Jan Tokarczyk „Baca”, który po tym fakcie został zastępcą „Łazika”, natomiast funkcja szefa oddziału przypadła plut. Janowi Koblowi „Sikorze”, dezerterowi z UB i dawnemu partyzantowi LSB, który wspólnie z Wąchałą zaplanował akcję odbicia więźniów.

Wraz z rozbiciem aresztu UB rozpoczęły się regularne akcje zbrojne oddziału, takie jak likwidacje i rozbrajanie posterunków MO, a także wykonywanie wyroków śmierci na aktywistach komunistycznych, donosicielach i dawnych konfidentach niemieckich. Oddział „Łazika” stopniowo się rozrastał, licząc niebawem kilkudziesięciu ludzi. Został też włączony w lokalne struktury poakowskie jako jeden z dwóch Oddziałów Samoobrony AK. Grupa była dla komunistów przeciwnikiem bardzo niebezpiecznym – tak militarnie, jak i propagandowo. W raportach bezpieki pisano: Prace agitacyjne ten element szczególnie prowadzi w kierunku Rządu Tymczasowego, o którym się wyrażają jako o komunistycznym i również prowadzą usilną agitację przeciw wstępowaniu w szeregi Wojska Polskiego [...].

Kiedy na przełomie czerwca i lipca 1945 r. pozornie zmieniła się sytuacja polityczna w Polsce i ogłoszono powstanie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, ze Stanisławem Mikołajczykiem w roli wicepremiera, zaczęły się też różnego rodzaju apele władz o zaprzestanie działalności zbrojnej i ujawnienie dawnych akowców. Wszystkimi możliwymi kanałami starano się dotrzeć do oddziałów partyzanckich, proponując ich żołnierzom „bezpieczny” powrót do normalnego życia i „amnestię”. W ten również sposób zaczęto apelować do dowódców działających w tym czasie na Podhalu i Sądecczyźnie grup zbrojnych, w tym do „Łazika” i „Bacy”. Decyzja o ujawnieniu się i złożeniu broni nie była łatwa. Mimo to większa cześć oddziału zdecydowała się skorzystać z oferty komunistów, a ci, którzy pozostali w konspiracji, mieli ewentualnie pomóc pozostałym, gdyby cała akcja okazała się prowokacją. 12 lipca 1945 r. ujawniło się łącznie 34 podwładnych Wąchały (z ponad 40 członków jego oddziału). Partyzanci zeszli najpierw do Łącka, gdzie wzięli udział w mszy św. w miejscowym kościele. Podczas kazania wikary i jednocześnie kapelan oddziału miał im powiedzieć, że wychodzą z lasu, zdają broń i idą do pracy, niemniej powinni być przygotowani do podjęcia tej broni w odpowiednim momencie przeciwko wrogowi, który czuwa. Następnie partyzanci przedefilowali przez Łacko i spotkali się ze starostą sądeckim – Józefem Łabuzem. Złożenie broni przed przedstawicielami PUBP w Nowym Sączu i starostą zwieńczyła uroczysta defilada oddziału na czele z „Łazikiem” przez nowosądecki rynek. Akowcom towarzyszył w miejsce sztandaru biało-czerwony proporzec.

Nie wiadomo kiedy dokładnie władze powiatowe w Nowym Sączu uzgodniły z Tadeuszem Kalamanem oraz dowództwem Oddziału Samoobrony AK „Łazika”, że ujawniający się akowcy zostaną wysłani do Kamiennej Góry, do pracy w tamtejszej milicji. Z całą pewnością jednak zdając broń wiedzieli już, że taka propozycja pod ich adresem padła i wielu zamierzało z niej skorzystać. Byli bowiem świadomi tego, że pozostając na Sądecczyźnie staną się łatwym obiektem inwigilacji ze strony bezpieki. Ponadto z Kalamanem znał się osobiście por. Tokarczyk i to on gwarantował, że na „ziemiach odzyskanych” będą mogli w miarę normalnie funkcjonować.

 

Orły w koronie

Kiedy transport z Sądecczyzny dotarł do stacji w Kamiennej Górze oczom ubranych w wojskowe mundury „cywili” ukazał się krajobraz żywcem wyjęty z miejsca, które niedawno opuścili. Niewielkie miasteczko nad Bobrem, otoczone łagodnymi, porośniętymi lasami górami, oddalone zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Czechosłowacją przywodziło na myśl rodzinny dla wielu Nowy Sącz. Witający ich Kalaman też był „swoim” człowiekiem, podobnie jak kierownik referatu kultury i sztuki starostwa ppor. Zygmunt Klimecki „Lech”, do stycznia 1945 r. dowódca Oddziału Specjalnego AK na Sądecczyźnie.

Na wyjazd w nieznane zdecydowało się ostatecznie 25 ujawnionych partyzantów „Łazika” na czele z por. Janem Tokarczykiem. Z propozycji nie skorzystał dowódca oddziału, którego niespokojna dusza skierowała w kolejnych latach na drogę pospolitego bandytyzmu. Niebawem do pierwszej grupy partyzantów dołączyli także inni – kilku nieujawnionych członków oddziału oraz jego współpracowników. Łącznie latem 1945 r. w pow. kamiennogórskim znalazło się ponad 30 dawnych żołnierzy podziemia. Opiekę nad nimi sprawował „Baca”, który po przybyciu na miejsce ustalił ze starostą, że jego oddział w całości obsadzi jeden z posterunku MO. Wybór padł na miejscowość Czarnolesie, czyli obecny Czarny Bór, gdzie zarządcą miejscowego majątku był znany sądecki dowódca BCh – Mieczysław Cholewa „Obłaz”.

Mimo że dawni akowcy trafili w szeregi milicji, to nadal stanowili zakonspirowaną strukturę podziemia. Mianowany komendantem posterunku MO w Czarnym Borze plut. Mieczysław Ajdukiewicz „Ogień” pisał kilka dekad później: W sytuacji politycznej tamtych lat posterunek MO na Ziemiach Odzyskanych w Gminie Czarny Bór został uformowany celem ponownego zdobycia i zabezpieczenia broni oraz zamaskowania byłych żołnierzy AK [...] z myślą doczekania się zmiany ustroju ówczesnej Polski Ludowej. Dodawał przy tym, że faktycznym d[owód]cą-opiekunem tego zgrupowania był pozostający w „cywilu” Jan Tokarczyk ps. „Baca”. Rzeczywiście por. Tokarczyk starał się pozostawać w cieniu i jako dawny oficer AK nie zdecydował się na wstąpienie w szeregi milicji. Formalnie pracował więc jako księgowy w upaństwowionym majątku ziemskim, a następnie urzędnik w kamieniołomie. De facto jednak aż do czerwca 1946 r. kierował działaniami swoich podwładnych. W pracach organizacyjnych pomagali też inni akowcy niezatrudnieni w MO – między innymi Eugeniusz Piksa „Harnaś”, sekretarz gminy w Czarnym Borze, oraz Zbigniew Karwat „Jur”, który był kierownikiem zakładu włókienniczego w pobliskim Chełmsku Śląskim. O kulisach funkcjonowania posterunku wspominał też zastępca komendanta, nomen omen do spraw polityczno-wychowawczych, Jerzy Relinger „San”: Posterunek MO w Czarnym Borze był placówką ROAK [Ruchu Oporu Armii Krajowej], powołaną dla ochrony polskiego osadnictwa i w tym rejonie stanowił organizacyjną całość łącznie z administracją cywilną reprezentowaną przez Urząd Gminy w Czarnym Borze. Posterunek oraz Urząd Gminy pieczętował się Orłem w Koronie, bramę posterunku zdobił również Orzeł w Koronie. [...] Świadomość ryzyka, jakie ponosiliśmy nie miała dla nas znaczenia, ponieważ wszyscy wyszliśmy z tego samego zgrupowania partyzanckiego tj. 1 PSP AK i nie uznawaliśmy sowieckiej dominacji nad Polską.

 

Na tropie „reakcji”

Poza działalnością polityczną akowcy wykonywali też zwykłe zadania milicyjne. Zatrzymywali więc złodziei i szabrowników, przymykając jednak niekiedy oko na działania „kolegów” z podziemia i patrząc przez palce na szykany wobec Niemców – pisanych wówczas z premedytacją z małej litery. Ich tolerancja miała jednak granice, zwłaszcza jeśli spotykali się z brutalną i bezwzględną działalnością rosyjskich maruderów. Sowiecka administracja wojskowa od samego początku nie była bowiem w stanie zapanować nad postępowaniem poszczególnych sołdatów, którzy uważali, że ich udział w „zwycięstwie nad faszyzmem” usprawiedliwiać powinien wszelkie występki. Rabunki, pobicia, gwałty a nawet morderstwa dokonywane przez „osobników w mundurach Armii Czerwonej” były na porządku dziennym zarówno w pierwszych tygodniach po zakończeniu wojny, jak również na początku 1946 r. I dotykały na równi Niemców, jak i przybyłych tam właśnie Polaków.

W ich obronie stawali też akowcy w mundurach MO. M.in. nocą 19 listopada 1945 r. w Pisarzowicach patrol, w którym uczestniczył Jerzy Schweitzer „Szczygieł”, natknął się w jednym z domów na dokonujących rabunku żołnierzy sowieckich. Wezwani do podniesienia rąk do góry dwaj Sowieci rzucili się w kierunku Polaków, a wówczas Schweitzer wystrzelił na postrach w sufit. Gdy padł strzał, – zapisano w sporządzonym niedługo po tym meldunku – 3-ci Sowiet znajdujący się w izbie na pierwszym piętrze, gdzie gwałcił Niemkę, wybiegł z izby i schodząc po schodach strzelił do stojącego w sieni [wartownika] Przonki. Lecz chybił. W odpowiedzi na strzał Przonka momentalnie strzelił do niego z karabinu i Sowiet ugodzony w pierś stoczył się po schodach na dół nieżywy. Niestety spotkania z Sowietami nie zawsze kończyły się dla akowców dobrze. 4 lutego 1946 r. zdemobilizowany z MO podwładny „Bacy”, Jan Kalisz „Prawy”, został zatrzymany na ulicy przez sowiecki patrol, gdy udawał się do kina. Kiedy obawiając się o własne życie próbował się wyrwać i dostać do pobliskiego budynku UB, został zastrzelony serią z automatu. Interweniującego w jego sprawie starostę Kalamana rozbrojono, a zastępca komendanta sowieckiego garnizonu stwierdził ze złością: Jak wy polaczki nie przestaniecie się mieszać do nas i naszych ludzi zatrzymywać, to my się zorganizujemy, rozbroimy was i wystrzelamy jak psów.

Zachowanie Sowietów nie było jedynym problemem, jakiemu musieli stawić czoło dawni żołnierze „Łazika” i „Bacy”. Po kilku miesiącach względnego spokoju zaczęli się nimi interesować funkcjonariusze dolnośląskiej bezpieki, co spowodowało, że wielu z dawnych akowców zdecydowało się na ucieczkę. Część wróciła na Sądecczyznę, gdzie ponownie zaangażowała się w działalność zbrojną. Byli to m.in. Marian Mordarski, który pod pseudonimami „Ojciec” i „Śmiga” stanął niebawem na czele jednej z kompanii zgrupowania Józefa Kurasia „Ognia”, jego kolega z oddziału Zdzisław Potapski „Piorun” czy Zygmunt Wawrzuta „Śmiały”, dowódca oddziału partyzanckiego „Zemsta”. W szeregach zbrojnego podziemia znaleźli się też Jan Millan „Pantera” i Stanisław Filipiak „Żmijka” zasilając oddział WiN Franciszka Jaskulskiego „Zagończyka” oraz zgrupowanie „Ognia”. Innym sposobem na wyrwanie się z matni była ucieczka na Zachód, przez znajdującą się tuż obok Czechosłowację. Jako pierwsi spróbowali tego zatrudnieni w zmilitaryzowanej inspekcji samochodowej w Lubawce Jerzy Stanek „Jurek” i Sławomir Gryzina-Lasek „Jacek”, wyruszając pieszo w jedną ze styczniowych nocy 1946 r. Po wielu perypetiach znaleźli się najpierw w Niemczech, a później we Włoszech stając się żołnierzami 2. Korpusu Polskiego. Mniej szczęścia miał podążający ich śladami Stefan Kordeczka „Bryła”, który przekroczył granicę z Czechosłowacją w kwietniu 1946 r., lecz słuch po nim i towarzyszącym mu koledze zaginął.

 

W ubeckich kazamatach

Innym sposobem na ochronę przed aresztowaniem była zdecydowana kontrakcja. Stąd też, gdy w otoczeniu akowców rozpoznano szpicla, którym był współpracujący z UB Niemiec Erwin Wagner, najpierw zlikwidowano go z rozkazu „Bacy”, po czym następnego dnia przystąpiono do oficjalnych milicyjnych czynności służbowych w celu wykrycia „nieznanych sprawców” morderstwa. Z kolei 26 czerwca 1946 r. zastrzelony został przez Jana Kordeczkę „Pomstę” pochodzący z Sądecczyzny działacz PPS, Marian Jasiński, który był miejscowym pełnomocnikiem do spraw referendum ludowego i agitował za głosowaniem „3 razy tak”. Ta wyraźnie polityczna akcja odbiła się szerokim echem w powiecie i doprowadziła do tego, że kilku „czarnoleskich” milicjantów zwolniono ze służby, a zagrożeni aresztowaniem Kordeczka i Tokarczyk musieli uciekać na Pomorze. Ujawnili się dopiero w czasie amnestii w 1947 r.

Tymczasem na Dolnym Śląsku bezpieka próbowała rozgryźć skomplikowaną sieć powiązań między mieszkającymi w pow. kamiennogórskim dawnymi członkami podziemia. Jesienią 1946 r. aresztowany został milicjant posterunku MO w Gostkowie Zygmunt Kołodziejski „Lech”. Nie „wysypał” jednak swoich kolegów, a 12 marca 1947 r. podczas próby ucieczki z siedziby PUBP w Kamiennej Górze został przez ubeków zastrzelony. W tym samym czasie aresztowano też Zbigniewa Karwata, jednak nie zdołano udowodnić mu powiązań z podziemiem i został szybko zwolniony.

Do sprawy „milicjantów z Czarnolesia” powrócono niespodziewanie w 1949 r., analizując wypadki, jakie miały miejsce na terenie powiatu w pierwszych latach po wojnie. Na przełomie 1949 i 1950 r. aresztowano Jana Kobla „Sikorę”, Zbigniewa Frankowicza „Błyskawicę” i Jerzego Relingera „Sana” oraz kilku współpracujących z nimi mieszkańców powiatu, w tym dawnych żołnierzy 1. psp AK – Mieczysława Kubackiego „Pogana” i Eugeniusza Piksę „Harnasia”. Niedługo później zatrzymany został także wezwany na Dolny Śląsk w charakterze świadka w procesie Jan Tokarczyk. Akowcom postawiono zarzuty działalności na rzecz AK oraz udziału w trzech akcjach likwidacyjnych. 8 stycznia 1951 r. po brutalnym śledztwie połączonym z torturami wszystkich skazano wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu na wieloletni pobyt w więzieniu. Zostawili w nim swoje zdrowie i najlepsze lata życia. Na wolności znaleźli się dopiero na skutek „październikowej” odwilży roku 1956.

Walcząc o niepodległość Polski dawni żołnierze AK stawiali na szali swoje życie – najpierw zmagając się z Niemcami, a później także z Sowietami i „polską” bezpieką. Mimo że doświadczyli zarówno brunatnego, jak i czerwonego terroru, żal do komunistycznych oprawców nosił szczególne znamiona. Pisał o tym w liście do kolegi, który znalazł się po wojnie na obczyźnie, Zbigniew Frankowicz: Można wszystko wybaczyć, ale nie można wszystkiego zapomnieć. Jest duża różnica między gestapo i żandarmerią niemiecką a Urzędem Bezpieczeństwa. Ja przecież byłem wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec [...] i dostałem od Niemców po mordzie, ale to nie bolało, bo to był wróg. Ale jak bił cię i kopał oficer w polskim mundurze z orzełkiem na czapce to bolało bardzo...

 

Więcej informacji o żołnierzach AK, którzy stali się funkcjonariuszami MO na Dolnym Śląsku można znaleźć w książce Jerzego Wójcika Oddział. Między AK i UB - historia żołnierzy "Łazika" (Warszawa 2016).

[artykuł ukazał się pierwotnie w biuletynie IPN Pamięć.pl nr 3/2016, s. 28-32; http://arch.ipn.gov.pl/ftp/pamiecpl/Pamiecpl_3_2016.pdf]


/ / /