Rwące potoki zmiatające wezbranym nurtem wszystko, co napotkały na swojej drodze. Potężne głazy niesione wezbranymi rzekami, siejące spustoszenie w podgórskich miejscowościach. Strach przed wielką wodą. Powodzie…
Nie było systemów wczesnego ostrzegania o nadchodzących opadach, choć istniało obserwatorium meteorologiczne na Śnieżce. Nikt nie przypuszczał, że ulewa, która zaczęła się 29 lipca 1897 roku, przyniesie aż tak fatalne skutki dla miejscowości w pobliżu Jeleniej Góry.
Wydarzenia, które w nocy z 29 na 30 lipca roku 1897 nawiedziły mieszkańców Kowar pozostały w pamięci na długie lata.
Według relacji deszcz lał się z nieba strumieniami, jakby doszło do całkowitego oberwania chmury. Skromny potok Jedlica, który przepływa przez Kowary (Schmiedeberg) z godziny na godzinę zamienił się w niosącą spustoszenie porywistą rzekę.
Według relacji nikt z mieszkańców nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Rwąca woda uderzyła z impetem w domy, w których spali nieświadomi niczego ludzie.
Zmyła warsztaty rzemieślnicze, ówczesną fabrykę porcelany i stajnię z końmi. Impetu żywiołowi dodały głazy niesione przez nurt wezbranej Jedlicy oraz pnie drzew. Były ofiary i ogrom zniszczeń.
Ta sama ulewa spowodowała wystąpienie z brzegów Kamiennej i Wrzosówki. Zalane zostały Piechowice (Petersdorf), Sobieszów (Hermsdorf), ucierpiały Cieplice (Warmbrunn) i wiele innych miejscowości znajdujących się w dorzeczu Bobru, w tym Wleń (Lahn).
Ratowali, co się dało
W regionie szybko zaczęto usuwać skutki niszczycielskiego żywiołu. Do akcji włączyli się strażacy i żołnierze stacjonującej w Hirschbergu jednostki Strzelców Jeleniogórskich.
W Kowarach, aby ułatwić prace przy wywożeniu skalnych rumowisk, uruchomiono kolejkę wąskotorową. Było co naprawiać. Zerwane zostały mosty, publiczne i prywatne. Żywioł pochłonął ponad trzy kilometry dróg, co przy ówczesnej sieci komunikacyjnej oznaczało niemal paraliż dla miasteczka.
Podobnie było w Piechowicach i Sobieszowie.
Przyzwyczajeni niemal do idyllicznego krajobrazu podgórskich miejscowości mieszkańcy nie mogli uwierzyć, co w jedną noc poczyniła wielka woda: zniszczone domy, tony konarów naniesionych przez nurt, rozwalone mosty. Sparaliżowana komunikacja.
Wielcy na zalewiskach i budowa umocnień
Na dotknięte klęską tereny przybywali wielcy włodarze.
Po klęsce w Kowarach miasto odwiedza Augustyna Wiktoria, cesarzowa Niemiec. Przywozi nie tylko słowne wsparcie, ale i sporo marek na zabezpieczenie miasta przed kolejnym potopem. Jej wizytę upamiętniono na niestniejącej już dziś okolicznościowej tablicy wmurowanej w jedną z kamienic blisko ratusza.
Powódź z końca lipca roku 1897 stała się bodźcem dla niemieckich inżynierów i techników, aby zapobiec rozmiarom klęski w przyszłości. Powstaje ambitny plan wzniesienia konstrukcji hydrotechnicznych: zapór, śluz, zbiorników retencyjnych, które miały pomóc ujarzmić człowiekowi siłę żywiołu powodziowych wód.
Jak już wspominaliśmy, największym przedsięwzięciem była budowa tamy i zbiornika w Pilchowicach. Głównym projektantem zapory był profesor Otto Intze z Aachen (Akwizgranu).
Niemcy zbudowali ją z kamieni łączonych betonem. Na tyle skutecznie, że oparła się kilkudziesięciu wodnym żywiołom, które na przez lata jej zagrażały. Całość powstała szybko, jak na tamte czasy, bo w przeciągu ośmiu lat (1906 – 1912). Na otwarcie tamy przyjechał cesarz Wilhelm. Odsłonięto okolicznościową tablicę ku pamięci ofiar powodzi z roku 1897. Zniknęła po 1945 roku.
Nie tylko ta konstrukcja powstała w tamtych latach. We wspomnianych Kowarach pomni nauczki powodzi włodarze miasta regulują Jedlicę, między innymi dzięki pieniądzom przekazanym cesarzową Augustynę. Dzięki kamiennym konstrukcjom kolejna powódź, w roku 1899, nie jest już dla miasta w takim stopniu odczuwalna.
Za http://www.jelonka.com/news,single,init,article,1038