W domu tym moja babcia Maria Horodko (z domu Balant) przebywała na robotach przymusowych po wywiezieniu z rodzinnego Będzina - w wieku 14 lat. Przebywała tu od III 1940 r. do 8 IV 1942 r. Gospodarzem był Franz Gottwald. Żona jego miała na imię Ida zaś córka Irmgard, która była trzy lata młodsza od mojej babci i z którą dziewczynki się zżyły, lubiły i wspierały. Mieszkała tam także babcia o imieniu Anna (?). W gospodarstwie pracował również niepełnosprawny niemiecki parobek zwany Kol (Karol?). Po obejściu kręcił się pies, który wabił się Prinz.
Wewnątrz budynku po lewej stronie była część mieszkalna. Z sieni prowadziły drewniane schody na piętro i strych. Po schodami na strych moja babcia miała przydzielony swój kąt. Miejsce pozbawione było wszelkich wygód i ogrzewania do tego stopnia, że w zimie oddech zamarzał na pierzynie. O insektach i głodzie nie wspominając. Spora wilgoć spowodowała, że babcia przez całe życie zmagała się z reumatyzmem.
Prawa strona budynku to część gospodarcza. Z sieni wchodziło się do spiżarni i obory, która zimą stanowiła „łazienkę” dla mojej babci, gdyż pomieszczenie ogrzewało się przez bydło i można było się umyć w dodatniej temperaturze.
Bauer Franz Gottwald charakteryzował się wyjątkowo podłym charakterem i skłonnością do złego traktowania i bicia polskich pracowników – wspomnienia o tym wciąż są żywe we wspomnieniach mej babci.
Od 9 IV 1942 r. do 30 IX 1943 r. babcia zmieniła „pracodawcę” i była robotnikiem przymusowym także w Kątach Bystrzyckich, lecz u niejakiej Anny Klein, której mąż przebywał na froncie.