Około 1,5 km przed zabudowaniami Sidziny, po prawej stronie drogi Niemodlin-Nysa widać prowadzącą w pole aleję lipową. Na jej końcu, wśród drzew, bieleje strzelista wieża kościelna. Świątynia stoi w szczerym polu. Samotny kościółek w Sidzinie był pierwszym obiektem naszego poznawania, a właściwie powitania się z okolicą dobrze nam wszystkim znaną, ale za każdym razem obecności na placu przykościelnym budzącym inne niesamowite emocje. Co bowiem robi ten samotny z dala od ludzi urokliwy dom modlitwy i w jakiej intencji został przez fundatorów wybudowany w szczerym polu. Ksiądz Proboszcz Michał Wieczorek, który oprowadzał nas po sakralnych zabytkach i miejscach posługi religijnej, udzielił wyczerpujących informacji o ich historii i mitach z nimi powiązanych. Jednak chciałbym dodać do informacji Księdza proboszcza inną wersję historii powstania w szczerym polu kościółka w Sidzinie, bowiem wersja z odnalezieniem krzyża przez okolicznego chłopa jest zbyt popularna i stanowi genezę powstania wielu kościołów na całym świecie. W Sidzinie miało być inaczej.
Miało się dziać tak: córka zamożnego gospodarza ze Skoroszyc Alfreda Hylli, piękna i dorodna Regina w tajemnicy przed ojcem i matką zakochała się w bandosie, przybyłym do prac polowych spod dalekiego Olesna i pracującego u uchodzącego za bogatego gbura Hylli przy zbiorach plonów. Taka miłość nie mogła się podobać władczemu i porywczemu gospodarzowi i gdy się ten dowiedział o spotkaniach jego Giny z parobkiem, stanowczo jej tego zakazał. Czasami, gdy dostrzegł, że zakazy nie pomagają i córka po kryjomu spotyka się z ukochanym, więził ją pod nadzorem żony w komórce dla królików i karał innymi sposobami, by ją poskromić. Nie przynosiło to oczekiwanych rezultatów, bowiem Gina przy pomocy sióstr i wiejskich koleżanek umykała nadzorowi rodziców i chyłkiem z dala od wiejskich plotkarskich spojrzeń spotykała się z Richardem. Miejscem tajemnych spotkań miał być niewielki zagajnik niedaleko wsi, w którym młodzi ślubowali sobie miłość dozgonną, całowali się i pieścili. Te cudowne spotkania nie trwały jednak długo. Wiejski pijaczek Kacper Lazik doniósł Alfredowi o miłosnych schadzkach jego córki z niechcianym i gardzonym parobkiem, bowiem rodzice Giny planowali jej zamążpójście za syna zamożnego i zaprzyjaźnionego z rodziną Hyllów chłopa spod Starego Grodkowa. Rozwścieczony ojciec panny postanowił wziąć sprawę w swoje spracowane zgrabiałe i, co tu kryć, troskliwe ręce – marzył mu się szczęśliwy i bogaty ożenek dla swojej najstarszej i najpiękniejszej w rodzinie córki z weselem na dwie wioski, z wielką i głośną kapelą i obfitym poczęstunkiem dla gości. A tu niespodziewanka i to całkiem nieprzyjemna. Ukochana córka zakochała się w hołyszu znikąd, bez domu, majątku i przyszłości. No który by rodzic w takiej sytuacji pozostał obojętny na niepewny i straceńczy los własnej córki. Córkę, która popadała co raz bardziej w miłosne uzależnienie i rozpacz z powodu rodzicielskich zakazów spotykania się z Richardem, zamknął kolejny raz w komórce, a na miejsce spotkania córki z parobkiem wysłał Kacpra z kumplami po kielichu, by tamci dali przybyszowi solidną nauczkę i przekazali mu należna za pracę wynagrodzenia i raz na zawsze przepędzili go z okolic nazod do Olesna.Chłopaki przesadzili z wykonaniem polecenia Alfreda i chcąc zachować wynagrodzenie przeznaczone dla bandosa dla siebie pobili biedaka na śmierć. Wprawdzie Richard dzielnie się bronił i wiedząc, że donosi na nich Kacper, oddając razy, zdołał jeszcze złamać judaszowi nogę. Niestety, nie podołał . Poległ w nierównej walce, w ostatnich słowach żegnając ukochaną Reginę. Umierając chwycił za pierś nachylonego nad nim Kacpra i poprosił: „Przekaż Ginie …zrób to …, że kochałem ją bardzo. Że miłość moją wielką do niej zaniosę do niebios”. O niezwykłym morderstwie głośno było w całej okolicy. Z niedalekiego Niemodlina przyjechał urzędnik, by poprowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa i odnaleźć sprawców. Niestety, wieś milczała, świadków nie było i tylko postarzały Alfred z trzęsącymi rękami co raz częściej chodził do spowiedzi, a po pracy przesiadywał w karczmie. Gina nie płakała . Zachowywała się dostojnie z wielkim szacunkiem do ojca i otoczenia, które z początkowego wspierania poczynań ojca, swoją sympatię i współczucie przechyliło w stronę nieszczęsnej zakochanej. Pewnego razu Gina zniknęła z dworu. Długo poszukiwała ją rodzina i sąsiedzi – nie było jej nikaj. Chromy Kacper, /po przetrąconej przez Richarda nodze w pamiętne walce, pozostał utykającym do końca życia/, tknięty złym przeczuciem, udał się do zagajnika i tam, ku swojej rozpaczy zobaczył piękną Ginę, która odebrała sobie życie. Ta tragiczna historia długo trwała w pamięci starych przedwojennych mieszkańców Skoroszyc i okolic. Dotarła nawet do Oskara Kolberga w dalekiej Warszawie, który był ją wtenczas opisał, ale w mroku minionych czasów opis zaginął. Dopiero opolski kronikarz stowarzyszenia krajoznawczego Poznaj Swój Kraj De Sagorza pozbierał strzępy tragicznej legendy, zachowane w w resztkach pamięci pozostałych na ojczyźnie Ślązaków o tragicznej miłości śląskiej pary Reginy i Richarda, odpowiedników kochanków z Werony, by utrwalić ją w pamięci dla potomnych. Trwałą i monumentalną pamiątkę stanowić ma właśnie piękny tajemniczy i urokliwy kościółek w Sidzinie, który miał być ufundowany przez pogrążonego w niegasnącym smutku po stracie ukochanej córki gbur Alfred Hylla. W dniu, w którym zwiedzaliśmy kościółek, słonecznym, wiosennym i pierwszym ciepłym i radosnym dniu po srogiej śnieżnej i mroźnej zimie, hen daleko w polu, za orzącym traktorem, nowym spod Starego Sącza osadnikiem, mieszkańcem dzisiejszych Skoroszyc, dostrzegłem samotną zagubioną postać, z uwagą nam przyglądającą się. Mówię Wam o tym z pełnym przekonaniem, to był duch Richarda spod Olesna, który często nawiedza tę okolicę. A czasami, co wrażliwsi obserwatorzy, którzy w swoich romantycznych wędrówkach o zmierzchu, w dniu letnim tuż o zachodzie słońca znajdą się w kościelnym obejściu, mogą przy odrobinie szczęścia dostrzec parę przytulonych do siebie młodych ludzi, nie reagujących na obcych i w chwilach ich większego zainteresowania znikających tak nagle i niepostrzeżenia jak się znienacka pojawili. To są właśnie dusze starodawnych bohaterów naszej legendy. Radzę Wam moi drodzy i wrażliwi współwędrowce, w chwilach rozterk i zwątpień wpaść na chwilkę do Sidziny i w skupieniu i kontemplacji pomyśleć o nieszczęsnych zakochanych i zmówić za ich skołatane nieszczęsne duszyczki modlitwę cichą.
Jan St Trzos de Sagorza pozdrawia Was – wielkich estetów i prosi byście tę wersję legendy o Ginie i Richardzie, obok tej o odnalezionym krzyżu, nieśli przez życie i przekazywali potomnym.
Zródło http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/7621,sidzina-kosciol-w-polu.html