Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




Klasztor Ubogich Sióstr Szkolnych de Notre Dame (dawny), ul. Warszawska, Głubczyce
Hellrid: Oba budynki znajdowały się na ulicy Warszawskiej (Botenstrasse), stały na przeciwko siebie, co jest widoczne tutaj: , jedynie nowy klasztor przetrwał - obecnie jest tam szkoła muzyczna. Tworze obiekty.
Port rybacki, ul. Bosmańska, Krynica Morska
Lekok: Dzięki:)
Pensjonat (dawny), Krynica Morska
Lekok: Czyli ulica Portowa?
Zakład Ubezpieczeń Społecznych - Inspektorat w Głubczycach, ul. Bolesława Chrobrego, Głubczyce
Hellrid: Budynek istnieje, obecnie znajduje się w nim ZUS, jest nawet już obiekt:
Hotel (dawny), ul. Gdańska, Krynica Morska
Lekok: Dzięki:)

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

Iras (Legzol)
Hellrid
Hellrid
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Alistair
Alistair
MacGyver_74
Sendu
Parsley
Sendu
Rob G.
Rob G.

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Pomniki
Autor: diag°, Data dodania: 2007-01-31 22:34:47, Aktualizacja: 2007-01-31 22:34:47, Odsłon: 4055

Na kanwie wątku o pomnikach , artykuł Jurka Starzyńskiego sprzed siedmiu lat.
Pomniki, niczym kamienie milowe dziejów, znaczą czas miniony i są ostoją pamięci historycznej naszego miejsca na ziemi. Zwłaszcza monumenty upamiętniające konkretne osoby unaoczniają nam przykłady siły ducha, umysłu, charakteru czy talentów, które nasza ziemia rodzinna wydała, ukształtowała lub przygarnęła.
Wyniesione na cokoły postacie, uwiecznione w kamieniu czy brązie, stanowią dla potomnych punkty odniesienia, memento lub wyzwanie. Ich niewzruszona i ciągła obecność kształtuje naszą wyobraźnię, świadomość historyczną i tożsamość, horyzont naszego człowieczego jestestwa jako takiego.
Nie będę wspominał pomników, które stały kiedyś we Wrocławiu, ale zostały zmiecione przez kataklizmy dziejowe ani tych, które są, chciałbym bowiem zająć się tymi, których nie ma, a mogłyby być czy nawet być powinny w naszym mieście.
Zacznę od historii najdawniejszej – piastowskiego średniowiecza, po którym zostały tylko gotyckie świątynie i kamienne nagrobki piastowskich księżniczek i książąt rozrzucone po kościołach i muzeach niczym zapomniane pamiątki rodzinne w zamkniętych szufladach. Ich imiona, choćby niektóre, kołaczą się jeszcze w zakamarkach naszej pamięci, ale ich czyny i niegdysiejsza sława odchodzą powoli w niepamięć. Ale jest to tylko zapomniany depozyt, kapitał energii i przykładu, który można uruchomić i użyć dla przywrócenia miastu jego wymiaru historycznego i przypomnienia podstaw jego znaczenia w tej części Europy. Z pewnością wzmocniłoby to prestiż miasta i – jednocześnie – naszą dumę z rodzinnego grodu.
Wielu śląskich Piastów było osobami wyjątkowymi, o cechach albo czynach, które zyskały rozgłos i uznanie, zarówno wśród im współczesnych , jak i u potomnych. Często nie są to postacie jednoznaczne i bywają różnie oceniane z perspektywy historycznej, niemniej jednak talenty, dokonania czy ambicje paru śląskich książąt mogłyby śmiało zostać uwiecznione – dla podniesienia ducha mieszkańców i dla chwały stolicy Śląska.
Pierwszym kandydatem na cokół jest Bolesław I Wysoki. W tym roku mija 800 lat od jego śmierci. Ten wnuk Bolesława Krzywoustego objął we władanie Śląsk po ciężkich perypetiach politycznych i rodzinnych. Powrócił do ziemi ojczystej w glorii rycerskiej sławy. Był jednym z najznamienitszych rycerzy ówczesnej Europy, zwycięzcą największych turniejów rycerskich w Niemczech, Francji i Włoszech. Zbudował okazały romański zamek na Ostrowie Tumskim, gdzie zapraszał rycerzy, artystów i poetów z różnych stron Europy. Sprowadził na Śląsk zakon Cystersów i tkaczy walońskich. W kontekście „Europy Ojczyzn” i integracji europejskiej postać Bolka Wysokiego może być tylko powodem do dumy. Na koniu, w turniejowej zbroi, z kopią i tarczą ze śląskim orłem, na wysokim cokole, patrząc na miasto. Na pewno któryś z nadodrzańskich bulwarów byłby dla niego odpowiednim miejscem. Może na Wyspie Piaskowej ?
Jego syn, Henryk I Brodaty, jest z kolei postacią chyba najbardziej obecną w naszej świadomości historycznej, zarówno z racji swoich osobistych zasług, jak i z powodu wyjątkowych przymiotów ducha i umysłu swojej małżonki – świętej Jadwigi, patronki Śląska. Zasług i znaczenia tej książęcej pary nie trzeba tutaj przypominać. Brakuje natomiast godnego ich historycznej roli materialnego upamiętnienia tej nieprzeciętnej pary.
Następnym księciem piastowskim godnym pomnikowego przypomnienia jest Henryk II Pobożny, ich syn, a wnuk Bolka Wysokiego. To za jego czasów Wrocław rozrósł się na lewym brzegu Odry, a rozmach inwestycyjny, jaki zainicjował, olśniewał jago piastowskich kuzynów z innych księstw. Podobnie jak jego dziad, był walecznym rycerzem i utalentowanym dowódcą. W roku 1239 , na czele rycerstwa polskiego, pokonał w otwartej bitwie na Ziemi Lubuskiej rycerstwo niemieckie. Był także wyjątkowo zręcznym i przewidującym politykiem. Choć tytułował się księciem śląskim, wielkopolskim i krakowskim, jego plany polityczne sięgały korony i restytucji Królestwa Polskiego. Możemy tylko żałować, że tatarska dzida, która ugodziła go pod Legnicą w 1241 roku, odebrała mu tą szansę. Ma więc Warszawa kolumnę Zygmunta, ma ją i Kraków z Piotrem Skargą na szczycie, mógłby ją mieć i Wrocław, zwieńczoną postacią Henryka Pobożnego. Na pewno na Starówce, a może i w samym Rynku, znalazłoby się godne i eksponowane miejsce dla księcia rycerza i polityka.
Kolejnym, choć zapewne ostatnim, księciem piastowskim zasługującym na uhonorowanie jest Henryk IV Probus, czyli Prawy, wnuk Henryka Pobożnego, książę śląski, krakowski i sandomierski. Był nie tylko prawy ale i wszechstronnie wykształcony. Podobnie jak minnesangerzy niemieccy, tworzył poezję dworską. Dbał też troskliwie o gospodarczy rozwój Wrocławia. Regulacje prawne, jakie wprowadził Henryk Probus, dały podstawę późniejszemu rozkwitowi miasta („prawo mili”, prawo zakładania cechów, prawo składu – to tylko najważniejsze z wielu innych).Ufundował też kościół Św. Krzyża, którego bryła i dwupoziomowy układ czynią budowlą jedyną w swoim rodzaju. Był też Henryk Prawy wytrawnym politykiem. Opanował Kraków i był o krok od koronacji na króla Polski. Niestety, nagła śmierć przerwała wszystko. Jego wykuty w wapieniu nagrobek jest jednym z najcenniejszych zabytków epoki. Przedstawiona na nim postać księcia mogłaby stanowić pewien wzór dla stojącego lub konnego posągu, z mieczem, tarczą z orłem piastowskim i koroną królewską u stóp, choć była tak blisko jego głowy. Godnym miejscem dla upamiętnienia tak zacnej osoby mogłaby być ul.Świdnicka, tam, gdzie kiedyś stała Brama Świdnicka, a gdzie teraz jest tylko ukwiecony olbrzymi trawnik, pomiędzy ramionami fosy miejskiej, przed domem towarowym „Centrum”. Zwrócony twarzą na południe książę miałby za sobą Stare Miasto, które właśnie za jego czasów rozrosło się aż do tej granicy.
Najsłynniejszą jednakże postacią jaką wydało nasze miasto w tamtych czasach był nie książę a uczony, znany powszechnie jako Witelon. Choć ojciec jego był przybyszem z Turyngii, to po matce swojej polską ziemię uważał za ojczyznę. Zanim zyskał w Europie sławę jako teolog i fizyk, i został profesorem uniwersytetów w Paryżu i Padwie, skończył wrocławską szkołę katedralną, i stał się najwybitniejszą postacią dworu wrocławskich Piastów. Na ich zlecenie podejmował się misji dyplomatycznych, został też preceptorem młodego księcia wrocławskiego Władysława, któremu towarzyszył w czasie studiów w Paryżu. Niewiele ocalało z jego dzieł naukowych, traktatów matematycznych, astronomicznych i medycznych, ale jego słynną „Optykę” wznawiano wielokrotnie w całej Europie przez kolejne czterysta lat ! Z pewnością gdzieś w naszej „dzielnicy uniwersyteckiej” znalazłoby się miejsce na naturalnej wielkości postać zamyślonego Witelona. Może z jakimś optycznym rekwizytem ?
Największym artystycznym i politycznym wyzwaniem byłby pomnik Władysława II Jagielończyka, wnuka Władysława Jagiełły, króla Węgier i Czech, a przez to zwierzchnika Śląska, który przebywał we Wrocławiu pomiędzy styczniem a kwietniem 1511 roku. W turniejach, jakie z tej okazji organizowano w naszym mieście, uczestniczyli najsłynniejsi rycerze czescy, węgierscy i polscy. Jaką wymowę ma dzisiaj ten zapomniany okres historyczny, czego powinien być symbolem i jakie wyzwanie artystyczne stanowić może dla rzeźbiarza (albo rzeźbiarzy z trzech krajów) - wydaje się dość oczywiste.
Także w następnych epokach miasto nasze wydało postaci wybitne i godne z wszech miar upamiętnienia. Pierwszą z nich jest urodzony we Wrocławiu europejskiej sławy lekarz i humanista Johann Crato von Krafftheim, wrocławski lekarz miejski, rozsławiony opanowaniem epidemii dżumy w naszym mieście w roku 1552. Osobisty medyk trzech kolejnych cesarzy – Ferdynanda I, Maksymiliana II i Rudolfa II, autor prac medycznych, m. in. „Jak zapobiegać zarazie”, nowatorskiej w tamtych czasach. Kolejna postać to Martin Opitz, poeta, tłumacz, historiograf, dyplomata i reformator języka niemieckiego Zanim wyjechał na studia w Heidelbergu i Lejdzie, skończył wrocławskie Gimnazjum św. Marii Magdaleny. Studiował też w Lesznie, u Jana Amosa Komeńskiego. Podróżował i pracował w całej Europie, od Danii po Siedmiogród. Jego powrót na Śląsk związany był z misjami dyplomatycznymi w służbie Piastów brzesko – legnickich. Potem, przez wiele lat, był sekretarzem i historiografem króla Polski Władysława IV Wazy.
Z Wrocławiem losy związały też Andreasa Gryphiusa, najwybitniejszego poety śląskiego baroku, autora m. in. sztuki „Piastus”, powstałej na urodziny księcia Jerzego Wilchelma, ostatniego niestety panującego na Śląsku potomka Piastów, ostatniego Piasta w ogóle. Pamięć o tych niepospolitych przedstawicielach śląskiej kultury nie powinna być przechowywana jedynie na kartkach podręczników historii, powinna zmaterializować się w naszych parkach, na placach i skwerach.
Następną postacią, której niewątpliwie winni jesteśmy pomnikowy hołd, jest Angelus Silesius, Anioł Ślązak, czyli Johannes Scheffler. Ten urodzony i pochowany we Wrocławiu (w kościele św. Macieja), teolog i mistyk, poeta i lekarz, uczeń Gimnazjum św. Elżbiety, w ostatnich latach coraz mocniej porusza wyobraźnię i umysły współczesnych. I jakiż to wielki temat dla rzeźbiarza ... Może na placu Nankera albo na placyku – podwórzu pomiędzy Maciejówką a Ossolineum znalazłoby się miejsce dla rzeźbiarskiego przedstawienia tej wyjątkowej w dziejach miasta postaci.
Na pewno zasłużyła na rzeźbiarskie upamiętnienie rodzina Kornów, księgarzy i wydawców wrocławskich, działających w naszym mieście od początku XVIII wieku do 1945 roku. Zwłaszcza założyciel wydawnictwa, Johann Jacob Korn, oraz dwaj jego synowie, Johann Fridrich i Wilhelm Gottlieb, wpisali się znacząco w dzieje kultury polskiej. Przez cały XVIII wiek i początek XIX, wydawali po polsku – na potrzeby Śląska i Wielkopolski – literaturę polską (m.in. Józefa Wybickiego i Samuela Bandtkiego), podręczniki do języka polskiego, pedagogiki i filozofii (m.in. dla Gimnazjum św. Marii Magdaleny). Drukowali też po polsku książki dla dzieci. Wznowienia i polonica wydawnictwo Kornów drukowało aż do II wojny światowej. Z historią wrocławskiego drukarstwa związana jest jedna z większych na Starówce kamienic, gotycko – renesansowa budowla przy ul.Kiełbaśniczej mieszcząca dziś Art Hotel. Nie wiem czy związana jest z działalnością rodziny Kornów, ale na pewno w jej pobliżu, tam, gdzie do ul.Kiełbaśniczej dochodzi ul.św.Elżbiety, w cieniu kościoła garnizonowego, można by znaleźć właściwe miejsce dla trzech idących chodnikiem postaci, w strojach z epoki, z książkami pod pachą. A może właśnie spotkali się na ulicy i jeden z braci pokazuje pozostałym jakiś wyjątkowy wolumin ... Może przywieziony właśnie przez Wilhelma z Poznania czy Krakowa, gdzie dłuższy czas przebywał na praktyce ...
Wspomniany już Jerzy Samuel Bandtkie, choć urodzony w Lublinie (w roku 1768), znaczną część swojego życia spędził w naszym mieście. Tutaj ukończył Gimnazjum św. Elżbiety gdzie potem został nauczycielem. Dla jego potrzeb napisał elementarz do nauki języka polskiego, opracował nową wersję słownika polsko-niemieckiego, a także podręcznik gramatyki polskiej dla Niemców. Był też urzędowym tłumaczem władz miejskich Wrocławia i rektorem Szkoły św.Ducha. Przez cały okres wrocławski współpracował z wydawnictwem Kornów jako korektor i doradca. To we Wrocławiu napisał Dzieje Królestwa Polskiego zanim, w 1811 roku, został profesorem Szkoły Głównej w Krakowie. Może zapomniany i nie użytkowany dziedziniec wydziału Filologii Polskiej przy pl.Nankiera, po stosownym do stylu zabudowań zagospodarowaniu, mógłby się zamienić w ogrodowy azyl dla studentów i stanowić właściwą oprawę dla posągu tego wyjątkowego, choć zapomnianego, filologa i historyka.
Z Uniwersytetem Wrocławskim związane są też dwie inne znane postacie XIX-wiecznego Wrocławia, uhonorowane już zresztą ulicami, a mianowicie Wincenty Kraiński, kaznodzieja i wykładowca języka polskiego w seminarium duchownym i na uniwersytecie, autor Historii Literatury i Oświaty Ludów Słowiańskich, oraz Jan Ewangelista Purkynie, Czech z pochodzenia, wybity przyrodnik i twórca fizjologii doświadczalnej, a w latach 1821-1853 profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie – jako entuzjasta języków i literatur słowiańskich - założył Towarzystwo Literacko-Słowiańskie, którego był wieloletnim kuratorem. Wizualne upamiętnienie ich działalności w naszym mieście, choćby skromnymi popiersiami, z wyrytym na cokole przypomnieniem ich zasług, przy ulicach, którym użyczyli swych imion, byłoby gestem godnym szacunku.
Natomiast środowisko medyczne Wrocławia niewątpliwie przypomnieć powinno jedną z najwybitniejszych postaci w historii nowoczesnej chirurgii, nowatora w skali światowej w zakresie metod i narzędzi operacyjnych – Jana Mikulicza-Radeckiego, profesora chirurgii w Wiedniu, Krakowie, Królewcu i – przez ostatnie piętnaście lat życia – we Wrocławiu (w latach 1890-1905). W czasie licznych podróży wykładał i praktykował także w Anglii (gdzie otrzymał doktorat honoris causa Uniwersytetu Edynburskiego) i Stanach Zjednoczonych. Przy wrocławskich klinikach jest co prawda uliczka jego imienia, ale naukowiec tak wybitny godzien jest bardziej spektakularnego wyrazu pamięci. Może przy ul. Chałubińskiego, gdzie przed jedną z klinik znajduje się niewielki placyk z podjazdem ...
To tyle z propozycji historycznych. Jeśli chodzi o współczesność Wrocławia, rozumianą, oczywiście, umownie, czyli począwszy od połowy ubiegłego wieku, mam tylko dwie propozycje. Pierwsza z nich to Rafał Wojaczek. Wiem, że jego życie osobiste nie powinno raczej służyć jako przykład dla potomnych, a i sama twórczość nie przez wszystkich uważana jest za wybitną. Są lepsi poeci – powiedział mi Adam Borowski w odpowiedzi na pomysł pomnikowego uczczenia Wojaczka. Owszem, zgadzam się. Ale ... albo jeszcze żyją, albo nie są nijak związani z naszym miastem. Natomiast Wojaczek jest wrocławską legendą, która aż „ prosi się”, aby ją spektakularnie zmaterializować. Na pl. Nankiera, na obszernym trawniku, vis-a-vis Hali Targowej a obok wydziału filologii polskiej, koło postoju taksówek. Tam właśnie, gdzie tak często przechodził, można by stworzyć sytuację będącą połączeniem tradycyjnie rozumianego pomnika z miejscem spotkań i rodzajem estrady - miejscem do literackich manifestacji. Na niewielkim, wysokim na pół metra kamiennym postumencie, można by odtworzyć realistycznie – w brązie – kawałek lokalu, w którym poeta tak często przesiadywał : stolik, przy nim cztery krzesła, a na jednym z nich siedzący Wojaczek. Na stoliku coś do picia, może jakaś książka i papiery, jakiś tekst. Obok stojący wieszak, kurtka, torba ... Można się przysiąść – są trzy wolne krzesła – pogadać, pomilczeć ... albo rozpocząć poetyckie czy teatralne wystąpienie ...
Drugą i ostatnią propozycją jest stosowne upamiętnienie Jerzego Grotowskiego. Wmurowano już co prawda w Przejściu żelaźniczym, koło siedziby dawnego Teatru Laboratorium, pamiątkową tablicę, ale jak na postać tego formatu to stanowczo za mało. Forma i estetyka rzeźbiarskiego uwiecznienia postaci Grotowskiego, nie będzie pewnie wyborem prostym, ale tak czy inaczej stanowi duże wyzwanie artystyczne. Kto je podejmie ?

Wrocław, wrzesień 2001 roku Jurek Starzyński


Artykuł zamieszczony w kwartalniku literackim "Karton", październik 2001

/ / /
fredrus | 2007-02-01 21:19:04
Zgadzam sie z teza, ze pomnikow mamy we Wroclawiu zamalo i uwazam, ze nalezy ten stan zmienic. Postulat, aby upamietnic naszych slaskich piastow pomnikami, wydaje sie, ze wszech miar sluszny, wszak nawet za niemieckich czasow byli oni uchonorowani "swa" ulica - "Piasten" strasse, dlatego uwazam, ze tym bardziej powinni posiadac swoje pomniki w polskim Wroclawiu. Takze pomysl uchonorowania wybitnych mieszkancow Wroclawia - niekoniecznie polskiego pochodzenia, wydaje sie godny poparcia.
Jeanick | 2007-05-23 23:52:37
jaki jest link do obu filmów (fontanny i pomniki) bo eMule na ten temat nic nie wie
diag | 2007-05-28 17:38:24
"Fontanny" i "Pomniki" to tylko artyjkuły, dosyć stare, jak na emisje na tej stronie. Przwidywany szybki rozwój W-wia, nie przewiduje budów takich instalacji jak pomninki czy fontanny, stąd też będziemy jeszcze długo odwoływać się do stanu sprzed 1945 r.
diag | 2007-06-12 15:22:53
Sądziłem, że jakieś zdania pod artykułem, to są reklamy, a tymczasem one faktycznie gdzieś przekierowują. Nie wiem jak to się stało, ale nie było moim zamiarem podpinac się pod jakieś filmy. Przepraszam za nieporozumienie i pozdrawiam.