Czwartek, 19 stycznia 2006r.
Nikt nie ucierpiał. Jeden z bloków jest popękany. Lokatorzy podczas akcji ponad trzy godziny stali na mrozie
Około godziny 16 w podziemnym garażu na Kozanowie zaczęły płonąć dwa boksy. W ogniu stanęły zaparkowane samochody, a z budynku zaczęły ulatniać się kłęby dymu.
– Jak tylko zobaczyłam dym, zadzwoniłem po straż pożarną – mówiła Wioletta Noculak, lokatorka jednego z budynków. Na Kozanów przyjechało 10 jednostek straży. Z bloków natychmiast wyprowadzono 200 osób.
Mieszkańcy obserwujący akcję gaszenia pożaru spekulowali o jego przyczynach. Według jednego z nich ktoś sam tankował gaz do samochodu. Niektórzy twierdzili, że słyszeli wybuch.
W trakcie akcji wyłączono z ruchu odcinek ulicy Dokerskiej – od pętli autobusowej do ulicy Gwareckiej.
MPK podstawiło autobus dla ewakuowanych. Lokatorów częstowano gorącą herbatą. Po trzech godzinach straż pożarna i policja zgodziły się, by mieszkańcy weszli do budynków.
– Wcześniej do każdego z pomieszczeń wchodził policjant i sprawdzał poziom zadymienia – powiedział Paweł Petrykowski z Komendy Wojewódzkiej Policji. Rzeczoznawcy spółdzielni mieszkaniowej Energetyk, do której należą budynki, stwierdzili, że nie ma groźby zawalenia się bloków pomimo widocznych rys i pęknięć na ścianach.
Krzysztof Jarząb - NaszeMiasto.pl