Bolesławów jest górską wioską posiadającą rynek otoczony małymi kamienicami. Nim dotrze się na rynek, minąć trzeba, oczywiście, św. Jana Nepomucena - "Nepomuka", któremu nie przepuści żadna śląska osada. Kamienna rzeźba z 1728 r. nosi cechy charakterystyczne dla warsztatu Klahrów.
Pośrodku rynku, na porośniętym wiekowymi drzewami skwerze, stoi kamienny św. Franciszek Ksawery z 1716 r.; dzieło bardzo harmonijne, nieznanego autorstwa. Z uwagi na jakość można domniemywać, że ręki przyłożył tu sam Michał Klahr.
Otaczające rynek kamienice pochodzą z XVII i XVIII w., rys "wiejski" nadaje im sposób rozwiązania dachów: połaciami do rynku. W jednej z nich, pod nr. 3 mieści się pensjonat Emilia (pierwszy z lewej).
W oddaleniu widoczny jest kamienno-ceglany kościół św. Józefa w stylu renesansowo-manierystycznym, z reminescencjami gotyku. Zbudowany został w średniowieczu, przebudowano go w latach 1672-75. Jednonawowy, z wieżą nad prezbiterium, wewnątrz nakryty jest płaskim sklepieniem. Przy ołtarzu stoją: św. Barbara i św. Jan Nepomucen, oboje dłuta Michała Klahra.
Wokół rozciąga się uroczy (?) cmentarz,
a przez furtkę w murze wydostać się można na pola i stok Góry Oliwnej, gdzie mieści się Ogrojec z 1833 r., z grupą kamiennych rzeźb w stylu naiwnym.
Miasto założył w 1581 r. niejaki Wilhelm von Oppersdorf, nadmincerz Czech. Potocznie zwano je Nowym Miastem, w odróżnieniu od Starego Mësta, leżącego 12 km dalej, już na Morawach. Wilhelmem powodowała chęć posiadania własnych kopalni, które wprawdzie ruszyły (wśród nich oczywiście sztolnia św. Wilhelma), ale niewielkie złoża rud żelaza i srebra, występujące w górującym nad Bolesławowem grzbiecie Zawada, wyczerpały się bardzo szybko. W okresie huraoptymizmu zdążono jednak wytyczyć rynek, pobudować wokół kamienice i nadać całości prawa miejskie.
Miasto w górskiej dolinie pozbawione było rynku lokalnego i źródeł utrzymania, więc spadało nieuchronnie we wszystkich rankingach, aż w 1892 r. odebrano mu prawa miejskie. Przed II wojną światową było niewielkim ośrodkiem wczasowym, a w latach 60. miał tu wpadać po wódkę wożący studebackerem drewno z lasu Marek Hłasko, co opisał później w Następnym do raju (film: Baza ludzi umarłych). Pisarz ten jednak zmyślał swą biografię jak książki, co wprawdzie w niczym im nie umniejsza, niemniej matka Hłaski przypomina sobie, że owszem, Marek przez trzy miesiące jeździł ciężarówką i woził... mineralną w Warszawie. Jedno się zgadza: w B. (z Następnego) nie ma gdzie napić się wódki, trzeba brać na wynos.
za www.przewodnik.onet.pl